Też wpadłam w tę pułapkę...
Jul 07, 2025Niedawno zaczęłaś/zacząłeś biznes tłumaczeniowy, masz mnóstwo zleceń i pełne ręce roboty?
Gratuluję! Podejrzewam, że jesteś zafascynowana/zafascynowany swoją pracą, tym że masz zlecenia, klientów i całkowicie pochłonął Cię wir pracy… na tyle, że zapomniałaś/zapomniałeś o całym świecie.
Fantastycznie, że tak poświęcasz się pracy, ale czy potrafisz też stawiać granice? Czy potrafisz organizować swój czas tak, aby wystarczyło go nie tylko na pracę, ale także na… życie?
Ponad 11 lat temu też wpadłam w pułapkę wszechogarniającego wiru pracy.
Gdy rozpoczęłam działalność, miałam bardzo dużo zleceń, zyskiwałam nowych klientów, praca paliła mi się w rękach. Wszystko działo się bardzo szybko i rzuciłam się w wir pracy, zapominając o kilku bardzo istotnych kwestiach biznesu tłumaczeniowego, które nie dotyczyły samej pracy, czyli tłumaczenia.
Jakie kwestie mam na myśli?
Między innymi chodzi mi o monitorowanie przychodów, kosztów prowadzenia działalności, o stawianie granic między pracą a życiem prywatnym, o asertywność, o wizję mojego biznesu, którą zepchnęłam na drugi plan, ponieważ praca, klienci, zlecenia, terminy – to wszystko było ważniejsze.
A co z codzienną organizacją pracy? Planowaniem?
Odkładałam to z dnia na dzień, aż w końcu np. w folderach dotyczących tłumaczeń powstał wielki chaos, a na koniec miesiąca zastanawiałam się, ile tak naprawdę przetłumaczyłam tekstów, dla kogo i komu mam wystawić faktury.
Chwilami był to totalny chaos!
Na początku nie miałam też żadnego systemu nazywania choćby moich pamięci tłumaczeniowych, a jest to bardzo istotne, aby wykorzystywać je w kolejnych projektach. Początkowo wydawało mi się, że przecież pamięci tematyczne mi wystarczą. Z czasem okazało się jednak, jak ważne jest również tworzenie pamięci przyporządkowanych do odpowiedniego klienta.
Totalnie zarzuciłam myślenie o moim biznesie pod względem marketingu. Ba, początkowo wydawało mi się nawet, że to przecież niepotrzebne!
Nie budowałam wizerunku, nie przepadałam za mediami społecznościowymi, a początkowo nawet mój profil na LinkedIn był bardzo ubogi w informacje. Nie dysponowałam również ofertą moich usług, do potencjalnych klientów wysyłałam jedynie CV dopracowane na potrzeby przedstawienia mojego dorobku i doświadczenia tłumaczeniowego.
Czy było to aż tak straszne? Nie! To mimo wszystko był piękny czas, przepełniony fascynacją pracą tłumacza oraz chęcią sprostania rosnącym wymaganiom wobec siebie jako profesjonalisty w swoim fachu.
Ale!
Niestety przypłaciłam to złymi nawykami, frustracją, nawracającymi infekcjami w okresie jesienno-zimowym oraz dość szybkim zniechęceniem, wynikającym z przepracowania.
W momencie, kiedy pojawiał się niezbyt długi okres braku zleceń (zaledwie parę dni!), wpadałam w panikę.
Zamiast wykorzystać ten czas na wypoczynek, załatwienie zaległych spraw, działania marketingowe, czy np. planowanie kolejnych miesięcy i lat biznesu, zastanawiałam się, co będzie, gdy nie będę mieć już zleceń i przez te kilka dni żyłam w ogromnym napięciu.
Dziś wiem, że sposób w jaki podeszłam do tego biznesu na samym początku, był zupełnie nieodpowiedni – nieprzyjazny dla zdrowego i szczęśliwego tłumacza, który stawia na rozwój siebie i swojego biznesu.
Kiedyś często czułam się zagubiona i zdezorientowana, ponieważ działalność tłumacza traktowałam jedynie jako pracę tłumacza.
Zlecenia i klienci – na początku liczyło się tylko to. Dopiero z czasem zrozumiałam, że prowadzenie działalności to również biznes, a biznes to nie tylko praca.
Nawet, gdy było mi ciężko, nie poddałam się i jestem z tego naprawdę dumna. Gdy zauważyłam, że to nie jest sposób, w jaki chcę żyć i pracować, zaczęłam zadawać sobie pytania:
Jak chcę, aby ten biznes wyglądał?
Co jest dla mnie najważniejsze?
Co najbardziej lubię w tej pracy?
Po odpowiedzeniu sobie na te pytania, zaczęłam zastanawiać się (i spisywać), co muszę zrobić, zmienić, aby dążyć do mojego ideału tego biznesu. Z czasem zaczęłam wyrabiać sobie dobre nawyki biznesowe, słuchać marketingowych podcastów, chciałam wiedzieć, jak udoskonalać moją codzienność i mój biznes. Zaczęłam interesować się samorozwojem (tę historię też Ci kiedyś opowiem), marketingiem, inaczej patrzeć na promowanie siebie oraz wreszcie budować swój wizerunek.
Dziś tym wszystkim dzielę się z członkami grupy „Jak zostać niezależnym tłumaczem” oraz w ramach prowadzonych przeze mnie kursów biznesowych dla tłumaczy, ponieważ chcę pomóc ludziom, którzy żyją tą samą pasją, na samym początku przygody tłumaczeniowej. Dzielę się wiedzą i doświadczeniem zebranym w trakcie niemal 9 lat prowadzenia biznesu tłumaczeniowego.
Jeśli więc jesteś na początku tej drogi, nie popełniaj moich błędów i podejdź do pracy niezależnego tłumacza jak do biznesu – planuj, organizuj, rozwijaj, dbaj o siebie i rozwijaj się razem z własnym biznesem!
Priorytety i stawianie granic w biznesie to bardzo ciekawy i istotny temat, dlatego obiecuję, że do niego wrócę.
A Ty? Z czym zmagasz się najbardziej w Twojej biznesowej codzienności?
Napisz do mnie, chętnie pomogę!
Pozdrawiam Cię i trzymam za Ciebie kciuki ;)
Kasia, tłumacz i coach z pasji <3
Chcesz zacząć tłumaczyć lub sprawić, aby Twój biznes wreszcie zarabiał? Spotkajmy się i porozmawiajmy o tym, jak może wyglądać Twój biznes i Twoje życie!